92 lata to szmat czasu i tylko nieliczni dożywają tak zacnego wieku. Można powiedzieć, że ze swojego wieku drwi Stefania Iskra z Cedrów Wielkich, która w sezonie pracuje w ogródku od rana do wieczora, a jak zajdzie potrzeba, to wejdzie też na drabinę. Wyników lekarskich zazdrości jej nawet doktor rodzinny.
Seniorka z Cedrów Wielkich urodziła się w miejscowości Hadle Kańczuckie w obecnym w powiecie przeworskim na Podkarpaciu. Pani Stefania to najmłodsza z trójki dzieci. Kiedy miała iść do szkoły, to wybuchła II wojna światowa. Jak nam opowiadała cieszyłam się, że pójdzie do szkoły, ale jej radość zakłóciła pożoga wojenna.
- Ja cieszyłam się na myśl o chodzeniu do szkoły, ale pozostali członkowie rodziny płakali, bo nasz tata dostał powołanie do wojska. Z początku sądziliśmy, że będzie w rezerwie, ale z każdym dniem coraz więcej mężczyzn szło walczyć na wojnie. Również do naszej wioski dotarli żołnierze obcego wojska. Mieszkali we dworze, a my – jak to dzieciaki – poszliśmy obejrzeć żołnierzy, a przede wszystkim samochody, którymi przyjechali Niemcy. Dla nas, mieszkańców wsi była to zupełna nowość, bo wielu z nas nie wiedziało samochodu na oczy – opowiadała nam mieszkanka Cedrów Wielkich. – Z czasem przyzwyczailiśmy się do towarzystwa żołnierzy, bo każdego dnia przez naszą okolicę przetaczały się rzesze mundurowych, podążających na front.
Rodzina Pani Stefanii swoje mieszkanie musiała oddać niemieckim żołnierzom. Ciepłą, mieszkalną izbę zamienili na stajnię. Rodzina chciała odbudować dom, ale – mimo iż zgromadzili budulec – nie otrzymali pozwolenia na rozpoczęcie robót. Nikt z nich nie spodziewał się lepszych czasów. Taka też okazała się rzeczywistość, dlatego po zakończeniu wojny każdy, kto miał siły wyjeżdżał z biednej Rzeszowszczyzny szukać pracy i lepszego życia dla swojej rodziny. Zacna jubilatka miała zaledwie 15 lat, kiedy pociągiem towarowym pojechała na Dolny Śląsk. Po 4-dniowej podróży trafiła do Wrocławia. Mimo iż – w porównaniu z jej rodzinnymi stronami – był to zupełnie inny, bogaty świat, to i tak młoda Stefka doszła do wniosku, że nie jest to, czego szukała. Wyjechała na północ, przyjechała do Cedrów Wielkich. Wtedy, jak wspomina Pani Stefania, domy były zrujnowane, nie było prądu, a o ciepłej wodzie i kanalizacji można było jedynie pomarzyć.
W stolicy naszej gminy Pani Stefania poznała swojego późniejszego męża Stanisława, z którym wychowali trzy córki: Krystynę, Leokadię i Teresę.
Nestorka rodu doczekała się dwóch wnuczek i trzech wnuków oraz dwóch prawnuczek i trzech prawnuków.
- Po operacji oka, którą mama niedawno przeszła, jest już wszystko w porządku. Badania pokazują, że ma dobre wyniki, czego zazdrości jej nawet lekarz prowadzący. Jeśli jest dobra pogoda, to mama od rana do wieczora pracuje w ogrodzie. Zawsze znajdzie sobie jakieś zajęcie. Niejeden raz zdarzyło się, że sąsiedzi martwili się, czy aby czegoś sobie nie zrobi w czasie prac w ogrodzie. Nie straszne jej wejście na drabinę, czy kopanie ogródka. W domu rzadko można ją zostać. Przez wnuków jest wprost uwielbiana. Wszystkie, bez wyjątku, lgną do babci i powierzają jej swoje troski i radości. Jest oczkiem w głowie całej rodziny – mówi córka Leokadia.
- Jestem pełen podziwu dla Pani Stefani, że ma w sobie tyle energii i sił witanych. Korzystając z okazji raz jeszcze dziękuję za miłe spotkanie, życząc jednocześnie następnych, tak dobrych lat jak dotychczas – pełnych dobrego zdrowia, radości i miłości bliskich – życzy Janusz Goliński.